sobota, 25 marca 2017

[01]

Opuszczali klub, zataczając się i śmiejąc. Dopiero na zewnątrz śmiechy ustawały, kiedy trzeba było zdecydować, jak dotrzeć do domu. Zamykałem za nimi po raz kolejny, czując ulgę i w końcu słysząc upragnioną ciszę. Kilkanaście stolików czekało, bym je uprzątnął i pozostawił czyste do jutra rana. Burberry Club istniał od pięciu lat i wciąż się rozwijał, a klientów przybywało, jakby Doncaster zaczęło rosnąć. Burberry Club należał do Harry'ego, który od samego początku wyciągał do mnie pomocną dłoń. Styles stał się moim przyjacielem, kiedy spostrzegłem, jak bardzo mogę mu zaufać. Przyjął mnie pod swój dach i dał pracę. Co śmieszne, jest młodszy ode mnie. Po szczęściło mu się, gdy bogaty ojczulek przepisał mu lokal, a on zrobił z niego klub, o którego naprawdę dbał i to trzeba było przyznać.
Jednak Burberry Club był wyjątkowym miejscem nie tylko dlatego. Zbieraliśmy się tutaj w ósemkę. Nasza ekipa była liczna i sześcioro z nas dobrali się w pary, tworząc związki, to był czysty przypadek. Wierną pomocnicą Harry'ego, jest jego dziewczyna – Rosemary. Wesoła, nad wyraz delikatna i wrażliwa, przejmująca się wszystkim, ale potrafiąca oddać całe serce. Rosemary wniosła w ten klub bardzo wiele. Dba o dekoracje, o każdy szczegół, na co Harry nie zwróciłby najmniejszej uwagi. Dziewczyna pracuje w salonie kosmetycznym dwie ulice stąd i jestem święcie przekonany, że Styles bywa tam częściej niż w swoim biurze. Najbardziej nierozłączna para, ale i najbardziej rozumiejąca się bez słów? To właśnie oni.
Czy im zazdroszczę? Na pewno nie. Mam pracę, która jest dla mnie wszystkim i siostrę, którą muszę się opiekować, a to mi na razie wystarczy. Poza tym dziewczyna to bagaż, z którym trzeba iść przez życie. Wziąłem ścierkę, która leżała na blacie i zacząłem wycierać stolik, wsłuchując się w słowa piosenki MGK – Alpha Omega. Miałem nadzieję, że szybko skończę sprzątać i wrócę do domu, gdzie czekała Alice, moja młodsza siostra. Miała dopiero szesnaście lat. Od kiedy rodzice wyjechali, zostawiając nas pod opieką babci, wziąłem sprawy w swoje ręce. Cóż, babcia zmarła, choć była cudowną kobietą, a ja zostałem prawnym opiekunem Alice. Od kilku lat radzimy sobie całkowicie sami i dobrze nam idzie, nie potrzebuję żadnej łaski. Rodzice praktycznie nie dzwonią i nie odzywają się, zapominając, że spłodzili dwójkę dzieci. Pies ich srał.
Izoluję Alice od mojego świata. Myśli, że pracuje tylko jako kelner i tak ma zostać, bo muszę ją chronić. Nie zniósłbym, jeśli coś by się jej stało.  Mimo, że wiedziałem, że Alice jest silna, cały czas bałem się o nią, była dla mnie wszystkim. Podwinąłem rękawy koszuli i rozejrzałem się po sali, patrząc ile stolików mi jeszcze zostało do sprzątnięcia.
– Ej, Louis. – Zayn wyszedł zza baru. Odwróciłem się, patrząc na przyjaciela, który był Mulatem mojego wzrostu o korzeniach pakistańskich. Oliwkowa skóra i czarne oczy – rozumiecie, coś na co lecą dziewczyny. Pracowaliśmy tu razem, co było zdecydowanie dobrym pomysłem. Cały czas mogliśmy coś planować, ustalać, rozmawiać. Praca w klubie stała się jednocześnie przykrywką, w zasadzie taki plan był od samego początku. Musieliśmy jakoś zatuszować pewne sprawy, a zarazem wszystkie ważne osoby trzymać z daleko od tego.
– Co jest? – spytałem nie ukrywając zainteresowania.
Od ostatnich paru tygodni nie mieliśmy akcji, a mnie ta monotonność zaczęła nudzić. Jak miałbym wybór obrabować, czy zmywać naczynia, to wybrałbym pierwszą opcję i całowałbym stopy wszystkich po kolei. Potrzebowałem w życiu zabawy. Jednak praca w klubie nie mogła zostać wykluczona, jeśli nie chcieliśmy wpaść.
– Skończę to. Jedź do młodej. – Wskazał głową na drzwi. Posłał mi uśmiech i wytarł ręce w ścierkę, którą po chwili przewiesił przez ramię.
Odetchnąłem głęboko. Świetnie.
– Dobra. Dzięki. – Wiedziałem, że nie ma co się z nim sprzeczać. Zawsze w naszych kłótniach przegrywałem albo szliśmy na jakiś kompromis.
Zayn był nieustępliwy, co może było brać za wadę jak i zaletę. Na dodatek był rozważny i wszystko dobrze planował. Dlatego ceniłem go naprawdę mocno. Nasza grupa była silną grupą i na swoim koncie mieliśmy niezłe kradzieże. A to wszystko w przeciągu kilku lat. Budowało nas zaufanie i tylko dlatego wciąż trwaliśmy w tym miejscu.
Wziąłem bluzę zza baru i pożegnawszy się z Zaynem, wyszedłem z klubu. Zimne powietrze owiało moje rozgrzane ciało, bo w klubie temperatura była duża wyższa, zważywszy na tłumy, które przed chwilą go opuściły. Udałem się w stronę parkingu, gwiżdżąc pod nosem i podrzucając pilot w ręce. Niebo obsypane zostało setkami gwiazd, które przypominały diamenty. O, diamenty też uwielbiam. Chciałbym je kiedyś skraść.
Uśmiechnąłem się i otworzyłem nowe, srebrne porsche, które wygrałem przy okazji gry w karty. Facet zastawił auto, a los był akurat po mojej stronie. Wsiadłem, ruszając prosto do domu.
Doncaster było moim rodzinnym miastem. Tutaj się wychowałem i nie planowałem przeprowadzki. Zayna i Harryego poznałem w szkole. Niall, który również znajdował się w naszym gangu, nawinął się przypadkowo, podczas bójki na meczu. I co? I teraz ufaliśmy sobie wzajemnie, tworzył spójną całość z nami i był niezastąpiony. Często zajmował się kierowaniem, ale także planował bardzo ryzykowne plany ucieczek. W grupie była też Lexie i Elaine. Piękna blondynka o niebieskich oczach - to właśnie Lexie. Jednocześnie nieśmiała i pewna siebie. Zabawna, ironiczna, kochająca zwierzęta. Przyłączyła się do nas polecona przez Harryego. Żaden z nas nie żałuję tej decyzji. Lexie jest geniuszem informatyki. Zajmuje się hakerstwem, wyłączeniem alarmów, świateł i innych tego typu rzeczy. Natomiast Elaine, równie słodka i piękna blondynka, lecz o zielonych oczach, wzięła na siebie naprawę samochodów. Robi przy tym razem z Niallem, co obydwoje uwielbiają. Nasze auta często są poobijane przez ucieczki oraz nielegalne wyścigi, w których bierzemy udział.
Nie wyobrażam sobie, żeby nasza paczka była w innym składzie. Każde z nas się dopełnia na swój własny sposób, poza tym jesteśmy dla siebie rodziną. Oni robią krok do przodu, ja za nimi i na odwrót. Zastąpili mi moich bliskich i wiem, że z nich nigdy nie zrezygnuję. Dla Alice są jak starsze rodzeństwo. Zawsze gotowi do pomocy. To oznacza też „przyjaźń”.
Podkręciłem radio na wiadomościach, kiedy mówili o tym, że nie mogą złapać przestępców, którzy włamali się do banku w Londynie. Uśmiechnąłem się pod nosem. No... I nie złapią. Akcja odbyła się równo miesiąc temu. Od razu po niej wyjechaliśmy z kraju, by przetransportować pieniądze w różne miejsca. Mamy specjalne kryjówki, które nam na to pozwalają. Przez dwa tygodnie klub był zamknięty, bo my balowaliśmy po najpiękniejszych miastach Brazylii. Moja siostra znalazła się wtedy pod opieką rodziców Rosemary, z którymi ma świetny kontakt. Jej rodzice są bardzo... na luzie. Zdecydowanie. Dlatego o to nie musiałem się martwić. Mimo, że już nie jest małą dziewczynką, to martwię się o nią i to cholernie. Jest jedyną, która mi została, a oddać mogę ją tylko walką. Zatrzymałem się na czerwonym świetle i wybijałem rytm piosenki na kierownicy. Miałem bardzo dobry humor ze względu na miesięcznicę udanej akcji. Już nie mogłem się doczekać kolejnego napadu, kradzieży, która powodowała ten cudowny dreszcz. Wzbudzała adrenalinę, której potrzebowałem do życia. Byłem od tego uzależniony. Całe moje życie było jak narkotyk, którego cały czas pragnąłem; więcej i więcej. Nigdy też nie zdarzały się takie chwilę, że żałowałem tego co robię. Dzięki temu żyję jak chcę, robię co chcę i wyjeżdżam gdzie chcę.
Moja siostra ma zabezpieczenie na przyszłość. Wiem, że niczego jej nie zabraknie i mogę spać dosłownie. Alice jest najważniejsza.
Dojechałem do domu otoczonego niewielkim lasem. Wjeżdżając przez bramę, drogę oświetliły mi lampy, które zapalały się automatycznie. Słyszałem jak brama się zamyka i wiedziałem, że nikt przez nią nie przejdzie tej nocy, jak każdej innej. Zaparkowałem w garażu, oddychając z ulgą. W końcu w domu. Wysiadłem, podrzucając kluczyki w ręce. Obok porsche stał czarny Aston Martin - Spectre. Moja miłość. Mój skarb. Samochód o który dbam bardziej niż o siebie i którym wygrałem nie jeden wyścig. Każdy by zazdrościł takiego cudeńka. Otworzyłem drzwi do domu. Światła wszędzie były pozagaszane, co oznaczało, że Alice śpi. Wrzuciłem kluczyki do misy na kluczyki. Ściągając z siebie jeansową kurtkę, wszedłem do jasnej, przestronnej kuchni. Zapaliłem światło pod białymi szafkami. Nie byłem głodny. Chciałem tylko wypić wodę i iść się położyć. Po całym dniu w klubie, ledwo stałem.
Jutro miałem zacząć to od nowa. Lubiłem tą pracę, ale wykańczała i na nic nie miałem siły. Pozamykałem cały dom i z butelką zimnej wody, wszedłem na piętro. Dom był duży, chociaż mieszkaliśmy tutaj we dwoje. Jednak wolałem żebyśmy pławili się w luksusie, a nie żyli cudem z miesiąca na miesiąc.  Pieniądze miałem zabezpieczone. Wszystko znajdowało się pod moją kontrolą. Ja i Harry mieliśmy na głowie naszą grupę, nasz... gang, jeśli można to tak nazwać. Z kolejnymi miesiącami staraliśmy stawać się coraz bardziej niezależni.
Wiecie czym jest mafia? Mafia to organizacja, która trzyma w rękach wszystkie organy państwa. Tego potrzebowaliśmy. Mieć wtyki w policji, w sądach, w polityce. I wszędzie indziej. To przyjdzie z czasem. Na razie wystarczy to co mamy.
 Zapaliłem lampkę, która stała przy łóżku i rozejrzałem się po pokoju. Ściany były koloru bordo, a meble ciemne pasujące do wystroju. Po prawej stronie stał regał z książkami. Lubiłem czytać, to dziwne, ale czytanie było dla mnie ucieczką i schronieniem. Zamykałem się we własnym świecie do którego nikt nie miał wstępu i czułem spokój.
Teraz moje życie było gonitwą, wyścigiem, który chciałem wygrać. Nie wiedziałem tylko, jakie przeszkody spotkam po drodze.

Obserwatorzy

Theme by Lydia | Land of Grafic